Wdychałem chłodne, zimowe powietrze. Ziemię, a przynajmniej tutaj otulił biały puch. Płatki śniegu, dostojnie opadały, na wszystko w zasięgu wzroku. Pogoda była bardzo ładna jak na tę porę roku, drzewa ogołocone z liści, przystrajały "górki" śniegu. Na błękitnym niebie nie było nic, prócz słońca. Jedynym punktem kontrastującym na całej kompozycji byłem ja. Czarne nogi, siwa sierść. Nic tu nie pasuje, a w szczególności to, że na karku co trochę czasu siadał zmęczony Kruk. Szelest i cień, dwie rzeczy, które mi do szczęścia teraz naprawdę były potrzebne. Czarny basior, i czwórka innych wilków stanęło przede mną. Zdezorientowany stanąłem dęba i pognałem przed siebie. Nie zważywszy na to, że wbiegam na lód. Wilki stanęły przed lodem i zawróciły.
- Mądrze - Mruknąłem.
- Mądrze, to ty się nie urządziłeś - Usłyszałem głos Kruka.
Ruszyłem bardzo wolno, po kruchym lodzie. Kiedy zaczął się łamać, zrezygnowałem z precyzyjnego wyjścia, ruszyłem galopem i przy najbliższym momencie skoczyłem.
Kruk z rezygnacją wzbił się w powietrze i odleciał. Kłusowałem po plaży, to było dziwne po jednej stronie woda i piasek, a po drugiej lód i śnieg. Po chwili spostrzegłem szybko poruszający się obiekt, którym była gniada klacz. Gdy tylko dobiegła, pojawił się koło nas Skarogniady ogier, a po chwili Kruk wylądował na moim grzbiecie.
< Beatrice, Dream? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz