niedziela, 15 marca 2015

Od Tris C.D. Crazy'ego

  Moje oczy powoli się zamykają. Crazy szepcze mi coś do ucha. Niewiele mogę zrozumieć, a bardzo bym chciała wiedzieć, co chce mi przekazać. Będąc w takim stanie udaje mi się zarejestrować jedynie moje imię. Tris.
  Moja głowa opada na ziemię. Świat spowija ciemność. Przestaję słyszeć tego, co mówi ogier. Nie widzę niczego przede mną.
  Następnie pojawia się białe światło...

***

  Czy ja już umarłam?
  Otwieram oczy i rozglądam się dookoła. Mogę oddychać, więc chyba jednak żyję, ale dlaczego jest tu tak jasno? Dlaczego nie ma tu Crazy'ego? Dlaczego jestem tu zupełnie sama?
  Prawie sama.
  - Tris. - odzywa się ktoś. Odwracam się, przede mną stoi czarna klacz, mniej więcej mojego wzrostu.
  Znam ją... ale to niemożliwe. Przecież Ruth nie żyje... Seth ją zabił.
  Ruth była przyjaciółką mojego brata, Caleba, ale mój były partner pozbył się ich obu.
  Skoro ona nie żyje, to ja chyba też.
  - Gdzie ja jestem. - To miało być pytanie, lecz go nie zaakcentowałam i tak nie brzmi.
  - Och, Tris. - szepcze Ruth. - Co ty tu robisz?
  - Też chciałabym to wiedzieć. Czy ja już nie żyję? Co się stało? Dlaczego nie ma tu nikogo oprócz nas? Crazy! - wołam. - Jesteś tu, prawda? Żyjesz?
  - Tris. - mówi cicho. - Jesteśmy tu same.
  - Ale... ja cię znam! - krzyczę. - Jesteś Ruth, zgadza się? Jak to możliwe?
  - Niezupełnie. - klacz kręci głową. - Ale nie jestem tu po to, aby rozmawiać na mój temat. Musisz zdecydować.
  Zamieram w bezruchu.
  - C-co...? Co zdecydować? - pytam łamiącym się głosem.
  - Chcesz dalej żyć czy wolisz to zakończyć?
  Dla wielu odpowiedź byłaby prosta. Dla mnie nie jest.
  Popełniłam błąd zostając partnerką Setha i nigdy sobie tego nie wybaczę. To powód, dla którego wolałabym to zakończyć, jak to przed sekundą powiedziała Ru... to znaczy jakas nieznajoma.
  Ale miałabym zostawić Crazy'ego, który tego wieczoru walczył w mojej obronie, dam ryzykując życie? Nie, nie mogę tak zrobić. Amber, Ivan...
  Budzi się we mnie wola życia. Nie chcę umierać.
  - Zostaję. Chcę żyć.

***

  Powoli wracam do świadomości. Leniwie otwieram oczy, ale obraz wciąż mam lekko zamazany. Słyszę skrawki przyciszonej rozmowy.
  - Będzie żyć. - Klacz. Pewnie ktoś z grona medyków. Jak ja się tu znalazłam? Czyżby to, co przed chwilą nastąpiło, było jedynie snem? - Doznała kilka poważnych ran, lecz nie są śmiertelne.
  - To dobrze. - Crazy! To Crazy! Niespodziewanie wstaje, co nie było specjalnie mądre. Natychmiast potykam się o coś i leżę jak długa na ziemi.
  - Auć. - jęczę. Z trudem podnoszę się, by ponownie się położyć. Lekarz wzdycha.
  - Zostawię was samych. - Uśmiecha się wymownie. Mam ochotę jej za to przywalić, ale jestem zbyt zmęczona, aby yo zrobić. Zamiast tego rzucam jej mordercze spojrzenie. Nie może go zobaczyć, gdyż jest już poza jaskinią.
  - Tris. - odzywa się Crazy. Przerzucam mój wzrok na niego. Decyduję się wstać ponownie. Przytulam się do ogiera. Trwa to dosłownie sekundę. Spuszczam wzrok, więc nie widzę jego reakcji.
  - Ja chciałabym ci podziękować. - Z trudem dobieram słowa. Nigdy nie umiałam przepraszać, szkoda. - Pewnie gdyby ciebie tam nie było, już bym nie żyła.

Crazy? Wzruszające, czyż nie? :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz