- Ładnie tu, nie dziwię ci się, że lubisz tu przebywać - posłałem jej ciepły uśmiech.
- Został mi do pokazania ci tylko wulkan więc w drogę - zarządziła i ruszyła pełnym gracji kłusem.
Biegłem obok klaczy, gwiazdy na niebie świeciły, wiał delikatny wiatr,
który rozwiewał nasze grzywy. W oczach Amber odbijał się księżyc i
gwiazdy, ładny widok.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła, a ja zauważyłem, że stoimy na
wielkiej górze przy kraterze. Najwyraźniej byłem tak zapatrzony w jej
oczy, że nie zauważyłem gdzie jesteśmy, po czym idziemy itp.
- Wow - powiedziałem, bo tylko to zdołałem z siebie wydusić.
Nie mogłem w sobie znaleźć słów, które opisały by ten zapierający dech w piersiach krajobraz.
- Widzę, że ci się podoba - uśmiechnęła się.
- Żartujesz? tu jest pięknie! - zawołałem.
Klacz wyglądała już na lekko zmęczoną dlatego zaproponowałem powrót na dół wyspy:
- Chyba jesteś zmęczona, może wracajmy - powiedziałem.
- Okej - odparła i zaczęła powoli schodzić w dół.
Podążałem za klaczą na dół. Zeszliśmy na małą plażę wyściełaną piaskiem.
Amber położyła się na piasku i patrzyła na zachodzące słońce. Chodziłem
po plaży i pilnowałem jej póki nie zasnęła, kiedy to uczyniła położyłem
się obok niej i również zasnąłem.
Amber? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz