Zaśmiałem się na widok stojącej klaczy oraz latających i śpiewających w okół niej ptaków.
- Zdecydowanie częściej powinniście razem śpiewać - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję - odwzajemniła gest i nuciła dalej.
Patrzyłem na pełną gracji, kłusującą klacz i lecące za nią ptaki. Cudowny widok.
- Będziemy wracać? - spytałem patrząc na wodę.
- Myślę, że możemy - powiedziała.
Zaczęliśmy schodzić na dół wyspy w stronę wody, na niebie zaczęły kłębić
się chmury, a z nich padać deszcz. Na niebie błysnął pierwszy piorun, a
zaraz za nim kolejne.
- Najwyraźniej los chce nas tu zatrzymać - powiedziałem.
- Możliwe - przyznała - chodź, wiem gdzie tu jest jaskinia, w której schronimy się przed burzą.
Klacz szła powoli i ostrożnie ze względu na śliskie podłoże. Nasze
kopyta były coraz bardziej w błocie, a grzywy coraz bardziej mokre.
Na szczęście droga nie trwała długo.
- Ok jesteśmy na miejscu - oznajmiła wchodząc do jaskini.
- Nawet przytulnie - powiedziałem rozglądając się po wnętrzu.
- Chłodno jest - oznajmiła.
- Cóż pogoda jest jaka jest - odparłem i "objąłem" klacz.
- Dzięki - powiedziała cicho.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy długo, a deszcz ciągle padał, pioruny waliły.
- Wiesz wiele koni mówi, że dużo siedzisz na tej wyspie sama - spojrzałem na klacz.
- No wiesz... czasem każdy potrzebuje odpocząć - rzekła cicho i patrzyła na lejący deszcz.
- Rozumiem, kiedyś też lubiłem pobyć sam, z resztą myślę, że każdy tego
czasem potrzebuje - oznajmiłem po czym spojrzałem na inteligentne oczy
klaczy.
Amber? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz